Kiedy kończę takie książki,
zastanawiam się: po co ja to robię? Jest na świecie tyle dobrej literatury,
tyle pozycji, których nie uda mi się nigdy przeczytać, a ja spędzam dwa
wieczory z nudnawym i pretensjonalnym romansem. Zawsze, kiedy nachodzi mnie
taka refleksja, myślę, że czasami trzeba wyluzować, że nie ma co się wstydzić
czytania książek poniżej jakiegoś poziomu, bo niby kto określa ten poziom?
Książka „Obiecaj mi” to romans. Może
nie do końca typowy, bo rzecz nie kończy się standardowym „..i żyli długo i
szczęśliwie”, ale happy endu tu również nie brakuje. Jest młoda zdradzana
kobieta, nieszczęśliwe dziecko, groźna choroba i… podróż w czasie. Całość
napisana jest bardzo prostym, wręcz naiwnym językiem. To również sprawia, że
powieść czyta się szybko, chociaż kilka razy prześladowała mnie myśl, żeby to
rzucić i dać sobie spokój.
Wydanie, które wypożyczyłam z
biblioteki nie miało dwóch rozdziałów. To jest dopiero problem, bo ciężko się
potem połapać o co chodzi. Dawno już nie spotkałam się z czymś takim. Chyba
wydania książek tego typu rządzą się innymi prawami.
Ale poza naiwną fabułą (której
mogłam się spodziewać po takiej książce), zirytował mnie brak researchu. Bohaterowie
sporo czasu spędzają na Capri. I wszystko ładnie, pięknie, tylko gdy
bohaterowie przebywają tam od września do grudnia, cały czas męczą ich upały.
Jeden rzut oka na mapy pogodowe i można sprawdzić, że w grudniu na Capri jest ok.
17o i dość często pada. Ale skoro miało być pięknie i po włosku, to
niech autorowi będzie.
Ogółem lekki romans, nie wzbudzający
szczególnych emocji. Dobra jako czytadło na wieczór po ciężkim dniu.